Restless
- najsubtelniejszy film jaki widziałam. I jak dla mnie nie jest o miłości, ale o życiu. I jest inteligentny.
"Nikt tak jak Van Sant nie rozumie olśnień i lęków młodości"
(Paweł T. Felis, "Gazeta Wyborcza")
Trudno się nie zgodzić. W wolnym tłumaczeniu tytuł znaczy "Niespokojny" - a to słowo przywołuje na myśl niepokornych nastolatków, pełnych pasji życia oraz borykających się z najrozmaitszymi problemami. Wydawać by się mogło, że dla niepokornych śmierć brzmi jak wyrok, koniec świata. Lecz bohaterowie Van Santa są kompletnie z innej bajki i niczym superbohaterowie z kreskówek brną do przodu, na swój własny sposób. Celowo posłużyłam się takim porównaniem, bo w ten sposób mogłam przybliżyć Wam klimat tej historii.
Jest nieziemska, magiczna, czarująca, piękna. Doskonała w swych dziwactwach. Nastolatkowie nieszczęśliwie zostali wtajemniczeni w życie na krawędzi - ona umiera, on został sam (mentalnie).
Nie będę tu zdradzać całej fabuły. Chodzi o zarys. O klimat. O to, by spróbować wejść w ich świat.
Ja się w nim zakochałam. I jeszcze z niego nie wyszłam.
Ja się w nim zakochałam. I jeszcze z niego nie wyszłam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz